Ciemno wszędzieAnia z Warszawy. 17 lat. Modne ciuchy, wesoły uśmiech. Słysząc pytanie o problemy ze snem, poważnieje. „Jest różnie... – odpowiada, spuszczając wzrok. – Czasem mam dłuższe okresy spokoju. Ale bywa, że to się dzieje niemal każdej nocy”. Ania nie ma pojęcia, od czego to zależy. Boi się zmierzchu. Gdy nadchodzi pora zasypiania, robi się niespokojna. Przeciąga kąpiel, pakowanie torby do szkoły. Byle tylko opóźnić moment pójścia do łóżka. O minutę, o kwadrans. „Czuję strach – wyjaśnia. – Bo nigdy nie wiem, co stanie się podczas snu”.
Nocne przygodyTydzień temu zasnęłam szybko – opowiada Ania. – Nagle poczułam, że ktoś mną potrząsa. To ojciec trzymał mnie za ramiona i krzyczał: »Anka, wracaj! Obudź się!«. Stałam na balkonie, w dłoniach trzymałam taboret z kuchni. Chwilę wcześniej zataszczyłam tam już stolik. Nie mam pojęcia, po co. Może wydawało mi się, że urządzam jakiś piknik? – Ania milknie. Uśmiecha się. Po chwili mówi dalej. – Jak byłam mała, niemal co noc miałam jakąś jazdę. Mówiłam głośno przez sen, siadałam na łóżku. Potem wstawałam, chodziłam po pokoju z otwartymi oczami, dalej śpiąc. Nie słyszałam, co się do mnie mówi, nie reagowałam na nic. Lekarze uspokajali rodziców, że z tego wyrosnę. Rzeczywiście, na kilka lat mi przeszło, ale w gimnazjum wróciło, i to jeszcze mocniej. Zasypiałam u siebie w pokoju, a budziłam się siedząc na krześle z głową na stole w pokoju ojca. Albo wychodziłam do ogrodu i siadałam na ławce. To niby nic groźnego, ale... Przez takie akcje nie pojechałam w tym roku na obóz językowy. Nie odważyłam się. Bałam się, co mogłabym zrobić i jak ludzie by zareagowali. Dlatego też nigdy nie nocuję u koleżanek...”.
Obozowa wpadkaTego problemu nie ma zupełnie Dorota. Chodzi do klasy maturalnej jednego z liceów w Krakowie. Od lat jeździ na wakacje z koleżankami. „I co z tego, że jestem lunatyczką? – zaczyna rozmowę. – Dzięki temu mam masę anegdot do opowiadania, a moje życie jest po prostu ciekawsze. Czego tu się wstydzić? Na przykład dwa lata temu, na obozie w Jastarni, odstawiłam taki numer: wstałam z łóżka i z otwartymi oczami wyszłam na korytarz ośrodka. Wychowawca, który się temu przyglądał, mówił mi potem, że wyglądałam jak skrzyżowanie zombie z Jasiem Fasolą. Sztywny chód, wzrok wbity w jakiś punkt przede mną. Zgarnęłam z wieszaka kurtkę portiera i poszłam do pokoju telewizyjnego, gdzie stały półki z książkami. Zaczęłam ściągać je i układać w stos. Tak, jakbym przygotowywała je do wyniesienia. Wtedy wychowawca zawołał pozostałych opiekunów. Nie budzili mnie, bo nie wiedzieli, czy mogą. A ja poszłam do ich pokoju. Usiadłam przy stole, na którym stały szklanki z herbatą, wzięłam jedną i zaczęłam pić. Wtedy zareagowali. Gdy mnie już »docucili«, nie pamiętałam niczego, co zrobiłam. Ale nie wstydzę się tego, przecież to zupełnie nie moja wina”. Straszenie kuzynaRok później, na szkolnej wycieczce do Gdańska, Dorota znowu narobiła zamieszania. „Wstając z łóżka, zrzuciłam coś z hukiem ze stolika – opowiada. – Dziewczyny z mojego pokoju mówiły potem, że nieźle je wystraszyłam. Weszłam na parapet i zachowywałam się tak, jakbym przemawiała do tłumu. Gadałam coś, machałam rękoma. A potem zaczęłam się rozbierać. Dopiero wtedy Majka, moja kumpela, obudziła mnie krzykiem i szarpaniem. Dobrze, że w pobliżu nie było chłopaków”. Takie historie zdarzają się Dorocie dość często. Rok temu wystraszyła kuzyna z Niemiec. „Przyjechał do nas z wizytą i mama pościeliła mu na kanapie w salonie – wspomina nastolatka. – Niezłe z niego ciacho, ale kuzyn, więc szlaban na bliższe relacje oczywisty. A ja o drugiej w nocy naraziłam go na spory stresik. Wlazłam do salonu, usiadłam na jego łóżku i usilnie próbowałam nakryć go swoją kołdrą. Nie wiem, czemu – może wydawało mi się, że jest małym, zmarzniętym dzieckiem. Nieźle się facet wystraszył. I od tamtej pory już nas nie odwiedził. Jego przerażone oczy zapamiętam na całe życie”. Dorota kiedyś myślała, że jej przypadłość jest wyjątkowa. Dziś wie, że ludzi takich jak ona jest wielu. Spotkała ich w klinice, w której się leczy. A ostatnio przez internet poznała Gośkę, też z Krakowa. Zgadały się, że mają podobne przeżycia. „Jak spotkałyśmy się pierwszy raz w realu, zobaczyłam przerażoną dziewczynę, przekonaną, że jest wariatką – mówi Dora. – Musiałam ją przekonywać, że lunatykowanie to nie szaleństwo, tylko efekt jakichś drobnych zmian w organizmie. I że cierpi na to wielu ludzi. Ale da się z tym żyć, czego ja jestem najlepszym przykładem”.
Śniadanie o północy„Nie wiem, od czego zacząć... – Gośka pokazuje swoją nieśmiałość już w pierwszym zdaniu. – Naprawdę uważałam siebie za chorą psychicznie. Co innego mogłam myśleć po tym, jak obudziłam się w kuchni, z nożem w jednej dłoni i posmarowaną masłem kromką chleba w drugiej? Przede mną stała otwarta lodówka, brakowało w niej słodyczy, kawałka kabanosa i sałatki, która została z kolacji. Zjadłam to wszystko we śnie! Byłam przerażona”. Potem jeszcze kilkakrotnie budziła się przy lodówce. Z obrzydzeniem wspomina chwilę, gdy świadomość wróciła jej tuż po tym, jak wlała w siebie butelkęsyropu malinowego. „Wypiłam potem duszkiem z litr wody, by spłukać ten smak – mówi. – Ale co mnie podkusiło, żeby sięgnąć po syrop? Nie znoszę malin!”. Gosia zamyśla się, a po chwili stwierdza, że jej przygody najczęściej są po prostu... zabawne. „Kiedyś wmaszerowałam do łazienki i ściągnęłam prześcieradło z suszarki wiszącej pod sufitem – zaczyna kolejną opowieść. – Spadło mi na głowę. Tak przyodziana powędrowałam do pokoju rodziców. Ojciec o mało nie umarł ze strachu, jak zobaczył ducha. Mówił mi potem, że jeszcze nigdy tak się nie przeraził. A ja? Doszłam do siebie po minucie”. Rodzice Gosi przez lata niepokoili się o bezpieczeństwo córki. W oknach mieszkania założyli kraty, bo bali się, że lunatykując dziewczyna może przez nie wypaść. Nie próbowali jednak szukać pomocy dla niej u specjalistów... „Nie wiedzieli, że można leczyć lunatyków – tłumaczy Gosia. – Ja też nie miałam o tym pojęcia. Dopiero Dora poleciła mi specjalistę. Za miesiąc mam umówioną pierwszą wizytę”. Gośka jest dobrej myśli. Wierzy, że jej życie stanie się spokojniejsze. Przestanie się wreszcie bać, co przyniesie noc. „Bo choć lunatykowanie wydaje się zabawne, może być niebezpieczne – wyjaśnia nastolatka. – Chcę się z niego wyleczyć! Wtedy będę mogła się śmiać z moich dawnych przygód”.
The best of„Na pewno zapamiętam tę sprzed pół roku, gdy po północy wyszłam na klatkę schodową i mazakami zaczęłam pisać na drzwiach sąsiada jakieś przedziwne znaki. Jak rano wstał, myślał, że to kibice Wisły Kraków, z którymi ciągle toczy wojny, napisali mu zaszyfrowane ostrzeżenie. Chodził potem po osiedlu, rozpowiadając o tym, że ich spłoszył i nie dokończyli swojego dzieła. A dwa miesiące temu, choć mieszkamy na piątym piętrze, założył sobie kraty w oknach, jakby naprawdę bał się czyjejś zemsty. I kto tu jest większym freakiem?”.